“Sekret” dobrego pisania Karola Bukowskiego

Henry Charles Bukowski Jr. był moim zdaniem największym amerykańskim pisarzem beletrystyki ostatniej połowy XX wieku.

Na szczęście dla jego sprzedaży książek, większość myśli o nim jako o archetypowym pijanym, mizantropijnym samcu świni. Czymkolwiek był, był również archetypowym pisarzem, siłą natury, która dokładnie wiedziała, co zrobić z pustą stroną.

Myślał i mówił głęboko o rzemiośle pisania za życia, a przy wielu okazjach bez ogródek wyrażał swoje opinie na temat tego, co działa, a co nie, i dlaczego.

Kiedyś napisał to, co uważał za sekret nieśmiertelnego pisania.

Myślę, że jego “sekret” — choć określony w kontekście fikcji-jest równie ważny dla copywriterów i marketerów treści.

Ponieważ spędziłem tylko kilka minut z jego 18-letnim ciałem leżącym w San Pedro (patrz zdjęcie powyżej), nie mogę mówić o jego życiu osobistym. Ale słowa, linie, książki są dowodem wspaniałomyślnego, oszałamiająco niedoskonałego, stoickiego geniusza i samobójczego kochanka życia.

Zanim (i po) jego stosunkowo niewielka sława hit, Bukowski spędził dziesięciolecia wysyłając swoje wiersze i opowiadania do małych czasopism prasowych, mimeografy broszury i tym podobne. Tysiące stron, setki tysięcy słów. Zazwyczaj wychodzi do redakcji jako oryginał, bez kopii węglowych.

Kiedyś oszacował, że stracił w ten sposób setki wierszy, wydawca często nie chciał zwrócić odrzuconego dzieła i przepadło ono na zawsze. Zmusiło go to do pójścia dalej, do pracy świadomie, do pisania przez to raz po raz bez sentymentu.

Interes poetycki, moim zdaniem, jest w dużej mierze wrodzonym, nastawionym na przychylność, pozbawionym publiczności hałasem. Większość ludzi nigdy nawet nie myśli o poezji, dopóki Terry Gross nie zaciągnie jakiejś biednej, ekspresyjnej duszy do swojego studia na wywiad literacki. A kiedy poeta zaczyna mówić, większość ludzi przełącza kanał.

Bukowski mimo tej rzeczywistości zdobył sobie sporą widownię. Publiczność, która rośnie 18 lat po jego śmierci. Publiczność, która błaga, pożycza i kradnie, by dostać się do jego książek. Publiczność, której-jak wiadomo-nigdy nie ścigał. Publiczność, którą w dużej mierze odepchnięty.

Jak on to zrobił? Jak on dalej sprzedawał niekończące się książki o poezja i wreszcie położyć się w brudzie zarabiając prawie sześciocyfrową literackie dochód?

Nie jest to prosta odpowiedź, ale, jak większość jego prac, stwierdza ją po prostu dla nas:

Tajemnica tkwi w linii. ~ Karol Bukowski

To wszystko. Nie miał 10-punktowego planu PR. Brak skomplikowanej struktury marketingowej. Bez budżetu. Brak ankiet czytelników. Nie ma bloga. I oczywiście nie było Twittera w 1970 roku.

Taka jest wiara, którą pokładał w mocy samego słowa pisanego.

Zdanie po zdaniu.

Linia po linii.

Ostatecznie John Martin zbudował Black Sparrow Press i zaoferował mu 100 dolarów miesięcznie za życie, jeśli rzuci pracę i napisze na pełny etat. Wiele z jego wczesnej sławy pochodzi z pisania felietonu w Darmowym tygodniku Otwarte Miasto (content marketing anyone?).

Ale Bukowski przypisywał tyle wagi do jednej linii że przyćmiło to wszystko inne w jego filozofii pisania. Jeśli pojedyncza linia było wspaniale, reszta sama o siebie zadbała.

W 60-tysięcznej powieści praca koncentrowała się na pojedyncza linia. W opowiadaniach erotycznych, które pisał i sprzedawał skin mags za pieniądze, praca koncentrowała się na pojedyncza linia. W małym, nieśmiertelnym wierszu, który może przeczytać 50 osób, jego praca koncentrowała się na pojedyncza linia.

Czy posiadasz taką miłość do swoich słów? Czy szanujesz swój kunszt na tyle, aby zawęzić skupienie do uwagi jednej linii? To nie jest łatwe. Nie jest szybki. Ale z pewnością musi to być droga do nieśmiertelnego (i potężnie wpływowego) pisania.

Jeśli możesz to znieść.

Total
0
Shares
Related Posts