Zamieniłbyś nudę na stres, żeby mieć własny biznes?

Nie mam fajnej historii o życiu i śmierci.

Nie prawie zginąłem od wypadku na snowboardzie.

Nie zdiagnozowano u mnie choroby, która miała mnie zabić.

Byłam pracującą mamą z dobrą pracą. Pieniądze były dobre, korzyści były wielkie, a ludzie byli mądrzy i mili.

Miałem urocze małe prywatne biuro, a firma wykonywała ciekawą pracę. Stworzyłem własny dział, a wszystko, co robiliśmy, opierało się na czymś, co zbudowałem. (Dla takiego maniaka kontroli jak ja, jest to bardzo przyjemne.)

I byłem gotów zastrzelić się z nudy.

Normalny człowiek bez wątpienia byłby w stanie się tym poruszać. Jest wiele rzeczy na świecie, które są gorsze niż nuda.

Ale nie jestem normalną osobą.

Dla mnie bycie znudzonym jest jak powolne gotowanie żywcem. Na początku wydaje się to znośne, ale z każdym dniem staje się coraz bardziej bolesne.

Oczywistą odpowiedzią byłaby zmiana pracy, ale miałem silne poczucie, że praca dla kogoś nowego nie da rady.

Po pierwsze dlatego, że płynęliśmy w najgorszą recesję od dziesięcioleci, a firmy nie ustawiały się w kolejce, żeby kogoś zatrudnić. Niewielu, którzy zatrudniali, wydawało się, że lubią specjalistów z schludnymi, rozsądnymi życiorysami, a nie Janes-of-all-Trades, jak ja.

(Okazuje się, że byłem klasycznym łącznikiem, ale Seth jeszcze nie napisał tej książki, więc nie miałem na to słowa.)

Drugim, ważniejszym powodem było to, że wiedziałem, że będzie to bardziej to samo.

W najlepszym przypadku, pracowałem wiele godzin z dala od mojej rodziny (mój piękny synek miał tylko dwa lata), aby zbudować coś fajnego, dostać to do pracy, dostosować to, aż pomyślałem, że jest w porządku, a potem … zacząłem umierać w środku za każdym razem, gdy wjechałem do garażu w centrum miasta i udałem się do innego biura.

Może mógłbym spróbować do apartamentu executive? To przyniosłoby nowe, interesujące wyzwania.

Niestety, brakuje mi instynktu, by wspiąć się po drabinie w dużej firmie. Mówię rzeczy, których nie powinienem mówić na spotkaniach. Wyzywam niewłaściwych ludzi. Nie jestem w stanie ukryć mojej niecierpliwości grą.

Nie były to cechy, które pomogły mi wspiąć się w szeregi tradycyjnego świata korporacyjnego.

Ludzie pytali, dlaczego nie wyszłam sama.

Miałem bardzo dobry zestaw umiejętności. Nie byłem tylko marketingowcem … byłem cholernie dobry. (Przepraszam, jeśli to brzmi arogancko, ale to nie dlatego, że Pisarska Wróżka pobłogosławiła mnie przy narodzinach … to tylko dlatego, że zrobiłem cholernie dużo pisania.)

Ale co dziwne, jak na kogoś, kto spędził tyle czasu w działach marketingu, tak naprawdę nie wiedziałem, jak znajdę klientów copywritingowych.

(To nie jest niezwykłe. Marketing korporacyjny to zupełnie inna istota od marketingu małej firmy jednoosobowej. Po pierwsze, w dziale marketingu o dużym budżecie można czasem pozwolić sobie na wiele rzeczy, które nie działają.)

Ale czytałam Godina, Copybloggera i Dana Kennedy ‘ ego. Miałem własne pomysły, riffy na temat tego, co oni robią.

Widziałem wiele rzeczy, które działały, a nie działały w utalentowanym dziale marketingu, współpracując z najlepszymi agencjami reklamowymi w branży. Chciałem porozmawiać o sposobach przełożenia tych taktyk na biznes, który nie miał takiego budżetu.

Założyłem bloga. (Właściwie, jak Brian wskazał mi, kiedy po raz pierwszy spotkał się twarzą w twarz, budowałem Sanktuarium Godin. Nie przeszkadza mi to.)

Myślałem, że Perry Marshall robi genialne rzeczy z autoresponderami e-maili, więc stworzyłem jeden i dodałem do niego swój własny zwrot.

Początkowo zbudowałem mojego bloga na domenie Typepad, co nie było dobrym pomysłem, ponieważ kiedy Seth linkował do mnie kilka miesięcy po rozpoczęciu, link był do czyjejś własności. Nieważne. Żyj i ucz się.

Ten link wysłał mi wielu nowych czytelników, a autoresponder pozwolił mi przyciągnąć ich uwagę na później. Więc jednak się udało.

Kiedy Brian Clark wprowadził na rynek produkt o nazwie Teaching Sells, kupiłem go w ciągu pierwszych 10 minut, gdy wózek się otworzył.

Ten kurs włączył dla mnie światła. Dało mi to systematyczne ramy, szersze spojrzenie na marketing i biznes. To dało mi do myślenia o opcjach wykraczających poza pracę z klientem.

Odrobiłam lekcje. Wiele razy ćwiczyłem. Połączyłem się w sieci na forach.

Zastosowałem to, czego się uczyłem. Czasami trochę niezdarnie, ale to było ok. Uczyłem się, że niedoskonałe wysiłki mogą nadal przynosić owoce.

I uczyłam się, że każdy wysiłek jest niedoskonały, co jest trudne dla perfekcjonisty.

Widzisz tu jakąś fizykę?

Żadnych magicznych formuł. Żadnych bankomatów. Brak niezawodnych systemów pozyskiwania pieniędzy.

I nic, co zrobiłem, nie było spektakularnym wybuchem heroicznego wysiłku. Zamiast tego było to nagromadzenie powolnej, stałej, celowej pracy.

Stworzyłem najlepsze treści, jakie mogłem dla mojego bloga. Kiedy w końcu nabrałem odwagi, aby zapytać Briana, czy uruchomi ode mnie post na Copyblogger, zacząłem pisać tutaj co tydzień — pojawiając się tydzień po tygodniu z najlepszymi pracami, które wiedziałem, jak stworzyć.

Nie byłem najbardziej utalentowanym pisarzem na Copybloggerze. Nie pracowałam najciężej. Ale myślę, że byłem najbardziej uparty.

Zacząłem zdobywać klientów.

Dzięki tej małej sieci treści, którą zacząłem tkać, ludzie zaczęli o mnie słyszeć.

I zaczęli pisać do mnie maile z pytaniem, czy dla nich napiszę. Za prawdziwe pieniądze.


Web copy. Kopia newslettera. Kopia autorespondera. Raporty specjalne.

Czy byłem zajęty pracą w ciągu kilku tygodni od rozpoczęcia tej podróży? Nie. Zajęło to trochę czasu, częściowo dlatego, że nadal ciężko pracowałem, aby wykonać dobrą robotę w mojej codziennej pracy i nadać priorytet czasom z rodziną.

Nie było żadnego szoku i podziwu. Było dużo wolnego i stabilnego.

I tak przyszli klienci … powoli i spokojnie. Ale to wystarczyło.

3 marca 2009 zamieniłem nudę na stres


To dzień, w którym rzuciłem pracę.

Gospodarka pogarszała się z minuty na minutę. Wiedziałem, że istnieje duża możliwość, że zostanę zwolniony z firmy. Czekanie na to byłoby “mądrą” rzeczą do zrobienia taktycznie.

Ale nie chciałem być popychany. Chciałem skoczyć.

Czasami jest dużo stresu. Moja firma ubezpieczeniowa zrobiła szybką i anulowała moją kobrę na jakiś czas. Niektóre z moich pomysłów zadziałały, a niektóre nie.

Nie miałem tego wszystkiego rozgryźć. Zamiast tego, miałem listę około 10 różnych rzeczy, które mogłem wypróbować, i wiedzę, że mógłbym wymyślić listę 10 lub 20 więcej, gdybym musiał.

I pracowałem nad ich wdrażaniem.

Myślę, że dotarłem do # 6 lub # 7 na mojej liście, zanim znalazłem zwycięską kombinację.

Ale powiem ci prawdę. Nie było nawet godziny, kiedy chciałem zrezygnować z tego handlu. Nigdy nie żałowałam, że nie utknęłam z tą bezpieczną nudą, nawet w tych godnych pozazdroszczenia okolicznościach.

A Ty? Zamieniłeś kiedyś nudę na stres? Myślisz o zrobieniu tego w przyszłości?

Zostaw komentarz i daj mi znać, jak było dla ciebie.

O autorze: Sonia Simone jest starszym redaktorem Coypblogger i CMO Copyblogger Media. Dowiedz się więcej od Sonii na Twitterze.

Total
0
Shares
Related Posts